Najnowsze wpisy, strona 2


lip 04 2003 Odległości, kilometry, miasta, państwa,...
Komentarze: 0

Ja jestem czlowiekiem, ty jestes czlowiekiem - jestesmy sie w stanie dogadac. Ale zalozmy, ze mieszkasz dajmy na to w San Francisco, a ja tutaj - we Wroclawiu. Dlaczego nie mozemy zostac przyjaciolmi - wszedzie te glupie kilometry, odleglosci, pociagi, autobusy, samoloty. To wszystko jest tak beznadziejnie fizyczne, ze spokojnie mozna to zignorowac. Rzeczy fizyczne i przyziemne nawet nalezy czasem ignorowac - nasze zycie rozgrywa sie w nas i w tym, co jest miedzy nami a nie w pracy, w szkole czy gdziekolwiek indziej. Byc moze odleglosci rzedu trzech tysiecy kilometrow tak latwo zignorowac sie nie da - w koncu nie kazdy ma czas i pieniadze (dwa najbardziej klasyczne "ograniczniki" ludzkiej swobody) zeby latac z Wroclawia do San Francisco i spowrotem, ale np. pomiedzy tym samym Wroclawiem a Bydgoszcza, przy dokonaniu pewnych zalozen da sie spokojnie podrozowac. Jesli ktos zna okolice Wroclawia, to moge powiedziec nawet wiecej - na polnoc - Rawicz, na Zachod - Legnica/Lubin, na poludnie - Walbrzych, no - moze nawet Jelenia Gora, na wschod - Opole - to wszystko sa miejsca prawie jak we Wroclawiu - dotarcie tam w dowolnym momencie nie stanowi wiekszego problemu. Ale wrocmy jeszcze raz do owej Bydgoszczy - Pani X mieszka wlasnie w Bydgoszczy, pan Y we Wroclawiu. Pan X jak to sie mowi potocznie "jest" z pania Y. Dla wiekszosci z tych ktorzy to czytaja odleglosc rzedu 318 kilometrow wzdluz torow kolejowych jest praktycznie wyrokiem... cala sztuka polega na tym, zeby wyprowadzic sobie pewne zalozenia, ktore to wszystko usprawnia... oto i one

Fizyczny kontakt (nie chodzi o seks), a dokladniej czestotliwosc jego wystepowania pomiedzy dwoma osobnikami plci przeciwnej nie jest wyznacznkikiem jakosci zwiazku Zwiazek to przede wszystkim swiadomosc a nie przytulanie sie itp.. Droga pociagiem z Wroclawia do Bydgoszczy trwa okolo pieciu godzin - tam i spowrotem - 10 godzin - 10 / 24 = 0,4 - nawet mniej niz pol doby - sama podroz nie zajmuje wiec wbrew pozorom zbyt duzo - poza tym, jadac pociagiem mozna spac, czytac, uczyc sie - czyli robic czesc rzeczy ktore robilibysmy w innych okolicznosciach - tak wiec - czas na podroz nie zawsze musi byc czasem straconym Przejechanie owych 318-tu kilometrow kosztuje (przy zalozeniu, ze przysluguje nam 37% znizki) 26 zl - 26 x 2 = 52 - dokladnie 10 paczek papierosow, badz pol kompletu strun do gitary - to wcale nie jest az tak duzo - mozna spokojnie rozpieprzyc na piwo i fajki w jeden wieczor

I co, takie to straszne? Naprawde - wcale nie...

sopel : :
lip 04 2003 Cos tu bedzie...
Komentarze: 0

Ladnie sie wkurzylem, bo jakis czas temu napisalem naprawde dluga i fajna notke i mi ja jakims cudem wcielo, obrazilem sie na swojego bloga i amen. A teraz chodzi mi po glowie pare fajnych rzeczy, wiec zabiore sie za to wszystko i mam nadzieje, jeszcze dzis duuuzo sie tutaj zmieni.

sopel : :
cze 22 2003 Dlaczego wlasnie ona i on?
Komentarze: 7

Ona mieszka w miescie A, on w miescie B. Ona jest naprawde cholernie ladna, on tez jest niczego sobie. Z miasta A do miasta B wzdluz torow kolejowych jest 318 km - conajmniej 4,5 h jazdy - wcale nie tak blisko, prawda? Ona pewnie moze przebierac w adoratorach z miasta A, a i on ma kilka "cichych wielbicielek" w swoim miescie. Mimo to oboje od samego poczatku wiedzieli, ze nie chca nikogo innego niz siebie nawzajem... on pokonal dla niej to 318 km, tak jakby to byly dwa przystanki tramwajem. Oboje teraz wiedza, ze juz nie chca nikogo innego niz siebie nawzajem. To nie jest desperacka internetowa znajomosc na zasadzie "nikt mnie tutaj nie chce, to niech bedzie ten z daleka". Oboje maja wspolne zainteresowania, oboje mysla podobnie, nawet tzw. "osoby trzecie" mowia ze sa do siebie podobni. On mowi o sobie, ona odpowiada "ja też"... On przezyl przedtem kilka zwiazkow... Ona tez - oboje wiedza, ze ten jest inny... i to nie dlatego, ze dzieli ich tyle kilometrow, tylko dlatego, ze zadne z nich od pierwszego kontaktu nie mialo watpliwosci ze wlasnie o ta druga osobe chodzi. Brzmi jak z romansu, prawda? A zdarzylo sie naprawde...

sopel : :
cze 14 2003 Muzyka dzis ma sie zle?
Komentarze: 2
Jejku, ale z niektorych sa paskudni pesymisci. Ludziska mowia, ze muzyka ma sie zle, zadna amatorska kapela nie ma szans sie wybic, wszystko oparte jest o kase, nie powstaje nic nowego. A dla mnie to kicha, nieprawda. Po prostu dzis granie na instrumentach muzycznych stalo sie tak powszechne, ze dzis byle glupek kupuje czeskiego elektryka, zagra cos dwom swoim kumplom, ci mowia, ze to zajebiste. Potem kompletuje reszte zespolu i gra trzy akordy na krzyz, albo jakas ortodoksyjna odmiane metalu i uwaza sie za bóstwo, bo cos mu wychodzi... nie oszukujmy sie - poziom wiekszosci amatorskich kapel jest po prostu zenujacy. Wszyscy kopiuja utarte schematy, nie robia nic nowego i maja pretensje do swiata. Nikt nie przejmuje sie nutkami, metronomami, harmonia, rytmika, bo po co? Nawet nie wiedza, ze bas trzeba zgrac ze stopa. Po prostu to, co na zywo wyglada niezle, po nagraniu na plyte, gdzie na wierzch wychodza wszystkie niedociagniecia i brak umiejetnosci kreowania brzmienia nie nadaje sie do sluchania. A potem setki takich kapel bombarduja biedne wytwornie swoimi nagraniami a ci juz sami nie wiedza, co maja robic, bo po przesluchaniu piecdziesieciu beznadziejnych plyt mozna przypadkiem ominac ta jedna dobra. Poza tym - istnieja takie serwisy jak mp3.wp.pl, gdzie ludziska oceniaja amatorskie nagrania. Caly problem polega na tym, ze oceny sa zbyt subiektywne - zawsze jest w stylu - "zajebiscie, hiper, ekstra-mega", a ten kto napisze "kicha na maksa" bo stara sie ocenic nagranie obiektywnie dostaje od razu zjebke od reszty, ze sie nie zna i w ogole. A potem tacy "muzycy" nabieraja respektu do swojej muzy, mysla, ze sa zajebisci i formuluja takie teorie jak ta, ze dzisiejsza muzyka ma sie zle, bo w koncu sa zajebisci a nie da sie ich wypromowac... eh, ale to wszystko jest pojebane.
sopel : :
cze 12 2003 Polityka...
Komentarze: 2

Smiesza mnie ludzie, ktorzy brzydza sie polityka, mowia, ze ich to nie interesuje... wszelcy anarchisci i tym podobni.... Polityka, nie oszukujmy sie, jest wszedzie - wszyscy jestesmy politykami. Wyobrazcie sobie - jakis punkowiec najpierw mowi - "Polityka to gowno!", a nastepnie zastanawia sie, skad skolowac kase na wino i tlumaczy drugiej punkowie, ze ona moglaby mu np. pozyczyc 2 zl a on, dajmy na to, w czyms jej pomoze... to tez polityka. A polityka spoleczna? Powiedzmy w klasie wybieramy samorzad (klasa to tez takie male spoleczenstwo). A polityka budzetowa gospodarstwa domowego, czyli rozmowy w stylu - "Ja sobie kupie futro, a ty skrzynke piwa"? Wszyscy jestesmy politykami i nie ma innego wyjscia. Roznica polega tylko na tym, ze jedni zarabiaja na tym kase a inni nie - jedni po prostu oprocz codziennej polityki zajmuja sie rowniez polityka panstwa, narodu - taka jest wlasnie ich praca. Rownie bezsensowne sa wypowiedzi w stylku - "Ja nigdy nie zostane politykiem - wszyscy politycy to zaklamane swinie". Czy to dobrze, ze wszyscy politycy to zaklamane swinie? Nie! Czy nalezaloby to zmienic? Tak! Jak? Wprowadzajac do rzadu i parlamentu ludzi, ktorzy owymi zaklamanymi swiniami nie sa. Jaki z tego wniosek? Jezeli w ten sposob uzasadniasz swoja decyzje dot. mozliwosci zostania politykiem, oznacza to, ze jestes "zaklamana swinia". A ja chcialbym zostac np. Senatorem... lubie odpowiedzialne stanowiska i mam was wszystkich, ktorzy brzydzicie sie polityka w D... bo to w koncu wasza sprawa, nie? Bedziecie pozwalac owym "zaklamanym swiniom" rzadzic soba? Wasz wybor... ja mam na ten temat inne zdanie.

sopel : :